Filip spojrzał w lustro wiszące w wąskim
przedpokoju. Automatycznie chciał wytrzeć brudną taflę rękawem, jednak w porę
się opamiętał. Rozejrzał się wokół w poszukiwaniu jakiejś ścierki, ale poza
porozrzucanymi na podłodze butami i wieszakiem na kurtki, który miał zawiesić
na ścianie jakieś dwa lata temu, nie dostrzegł nic, co by się nadawało.
Ostatecznie mężczyzna wytarł powierzchnię dłonią, ale końcowy efekt okazał się niezbyt
satysfakcjonujący. Wzruszył jedynie ramionami, rezygnując z doprowadzenia
zwierciadła do porządku, jakoś i tak siebie widział.
Od niechcenia przeczesał dłonią wiecznie
rozczochrane, ciemne włosy, przyglądając się znajomemu odbiciu. Ta sama
kwadratowa twarz z wystającym podbródkiem, lekko zakrzywiony do dołu nos,
wąskie usta i wystające kości policzkowe. Jedyne, co zmieniło się na
przestrzeni lat, to widoczne coraz bardziej zmarszczki, szczególnie te przy brązowych
oczach. Jednak Filip nie posiadał powodów do zdziwienia, miał już czterdzieści
jeden lat i wiek średni powoli musiał przyjść i do niego. Mimo że nadal czuł
się młodo niczym student.
Specjalnie na dzisiejszy dzień postanowił
zgolić zapuszczaną od czerwca brodę. Spiesząc się, zaciął się lekko przy prawym
uchu. Na szczęście skaleczenie nie rzucało się w oczy i nie wymagało naklejenia
plastra, którego i tak w mieszkaniu nie posiadał. Poprawił źle zawiązany
krawat, osiągając zupełnie odwrotny efekt od zamierzonego, ale zadowalający
mężczyznę. Przygładził kołnierzyk białej koszuli i zapiął guziki marynarki od
brązowego garnituru.
Filip pozytywnie ocenił swój wygląd. Nie
miał wątpliwości, że zrobi dobre wrażenie na dyrektorce liceum. Żałował trochę
zgolonej brody, ale uznał, że w szkole o tak dobrej reputacji nie wypada tego
co w byle jakiej podstawówce. A musiał dostać tę posadę, która nagle spadła mu
z nieba w tak trudnym dla mężczyzny okresie. W połowie lipca zorientował się,
że pieniądze ze spadku po bogatym dziadku, otrzymane w wieku osiemnastu lat,
niemal się skończyły i musiał znaleźć pracę, by jakoś żyć. Obecna posada
niezbyt przypadła mu do gustu, dlatego z nieskrywanym entuzjazmem starał się o
etat w liceum. Wysiłek mniejszy niż osiem godzin dziennie, wolne weekendy,
dwumiesięczne wakacje i obcowanie z niemal dorosłymi ludźmi było tym, czego
potrzebował.
Podśpiewując pod nosem jedną z ulubionych
piosenek, Filip wyszedł z mieszkania, zabierając skórzany neseser. Na klatce
schodowej spotkał sąsiadkę z dołu. Przywitał się z nią uprzejmie, mimo że
specjalnie za kobietą nie przepadał. Gdy jeszcze studiował, uwielbiała na
każdym kroku wypominać mu późne powroty do domu i głośne imprezy po ciszy
nocnej, raz zakończone interwencją policji.
Pani Skalska niewiele zmieniła się na
przestrzeni lat. Filipowi zawsze przypominała pudla, gdy patrzył na jej fryzurę
– burzę farbowanych na blond loków, postawionych do góry zapewne za pomocą
jakiegoś specyfiku. Na jej okrągłej, rumianej twarzy pojawił się szeroki
uśmiech. Na pierwszy rzut oka przypominała dobroduszną, niegroźną starszą
panią, ale mężczyzna wiedział, że to tylko pozory. Za długo już ją znał.
– Tak wcześnie do pracy, Filipie? –
zagadnęła, nie kryjąc zaciekawienia w głosie.
Pani Skalska była osobą, która za punkt
honoru wzięła dowiedzenie się wszystkiego o swoich sąsiadów. Chciała poznać
każdy sekret, bez względu na to, czy komuś się to podobało czy nie. Jej
ulubioną strategią było wpakowywanie się do mieszkania delikwenta z dużym
talerzem cista lub udawanie, że coś zepsuło się w jej domu. Potrafiła zatrzymać
ofiarę nawet kilka godzin, o czym nie raz przekonał się Filip. A z racji, że
była na emeryturze, miała nadmiar wolnego czasu, którego nie potrafiła wykorzystać
w pożyteczny sposób.
– Zmieniłem pracę – odpowiedział zgodnie z
prawdą Filip. Nie widział sensu, by kłamać, pani Skalska i tak w końcu by się o
tym dowiedziała. – Liceum znajduje się na Wojnowie, więc…
– To przecież na drugim końcu miasta! –
przerwała mu podekscytowana, jakby to ona miała zacząć nową pracę. –
Przynajmniej w końcu się ustatkujesz, młody człowieku. Liceum to poważna
sprawa. Powinieneś też znaleźć żonę, do państwa Spławik spod siódemki
przyjeżdża ich bratanica. Porządna panna, jest pielęgniarką.
– Mam jeszcze czas na szukanie żony. I
przepraszam, ale muszę już jechać, nie chcę się spóźnić na rozmowę z dyrektorką,
od tego zależy, czy zostanę przyjęty – dodał, wiedząc, że to spławi natrętną
sąsiadkę, która zapewne kontynuowałaby rozmowę przez najbliższe dwie godziny.
– Lata lecą, ani się obejrzysz, a będziesz
już za stary na założenie rodziny. Porozmawiam z nią w twoim imieniu i powiem,
że chcesz umówić się na herbatę. Powodzenia, Filipie! – zawołała jeszcze za
oddalającym się mężczyzną pani Skalska.
Filip cieszył się, że tym razem tak szybko
udało mu się pozbyć sąsiadki. Miał jednak nadzieję, zapewne złudną, że w ramach
rekompensaty nie naskoczy na niego za kilka dni oraz że da sobie spokój z tą
pielęgniarką. Jeszcze mu tego brakowało, aby ktoś próbował swatać go na siłę.
Mimo wczesnej pory, na dworze było ciepło. Wiał przyjemny wietrzyk, który jeszcze bardziej rozczochrał włosy
mężczyzny. Filip poszedł w stronę parkingu, już z daleka dostrzegając starego,
czarnego golfa. Z radością usiadł za kierownicę i włączył radio, by muzyka
chociaż trochę umilała mu długą jazdę.
Musiał zgodzić się z panią Skalską, liceum
znajdowało się na drugim końcu miasta i czekała go długa droga. We wrześniu
pogoda dopisywała, poza korkami nie było innych utrudnień. Jednakże nie
wyobrażał sobie, jak będzie to wyglądało późną jesienią i zimą, gdy spadnie
śnieg, a do pracy i tak będzie musiał dojechać na czas.
Żałował, że mieszkał tak daleko, ale gdy
przyjechał do Wrocławia jako student, nawet mu przez głowę nie przyszło, że w
przyszłości będzie pracować w takim miejscu. Wtedy w ogóle nie myślał o pracy,
licząc na to, że pieniądze ze spadku starczą mu do końca życia. Ale nie
wystarczyły, a rodzice jasno oznajmili, że nie dadzą ani grosza na utrzymanie
dorosłego syna, który do tej pory tylko studiował i zapisywał się na przeróżne
kursy, byleby nie zarabiać na własne utrzymanie.
Na miejsce zajechał na czas, ostatni
odcinek drogi przebył bardzo szybko, bo zakorkowany był przeciwny pas, gdyż
ludzie z tego odludzia jechali do swoich miejsc pracy w centrum. Uśmiechnął się
w duchu na myśl, że gdy będzie wracać do domu także uniknie dodatkowego stania
w korku, bo wszyscy będą jechać do domów.
Do przyczepionej do przedniego lusterka
pluszowej świnki morskiej przymocował karteczkę z adresem szkoły, jednakże
okazała się ona niepotrzebna. Już z daleka dostrzegł wyróżniający się na tle
domów mieszkalnych budynek. Na początku Filip skręcił w złą uliczkę, gdyż
okazało się, że aby dostać się do parkingu, należało skręcić trzy ulice dalej,
by zajechać na tyły.
Bez problemu znalazł wolne miejsce na
parkingu. Przynajmniej nie będzie musiał wyjeżdżać z domu wcześniej, by mieć
gdzie zaparkować. Przy poprzedniej szkole, w której uczył, wybudowano plac
mogący pomieścić góra pięć samochodów. Gdy zaczynał zajęcia o późniejszej
godzinie, musiał korzystać z miejskiej komunikacji, co tylko frustrowało
Filipa. W końcu po to miał samochód, by nim jeździć. Na szczęście tamta szkoła
znajdowała się niedaleko domu.
Spojrzał w lusterko, ostatni raz
przekrzywiając krawat. Przeczesał dłonią włosy, by jakoś się ułożyły, ale w
efekcie nic się nie zmieniło. Zabrał z siedzenia obok neseser i wyszedł z
samochodu. Chciał przyjrzeć się dokładniej budynkowi, gdy zorientował się, że
otaczają go same najlepsze i najnowsze auta. Jego golf wyglądał przy nich,
jakby tylko czekał na wywiezienie na złomowisko.
Miał nadzieję, że wynikało to z wysokich
pensji nauczycielskich. Zdziwił się jednak, że pełnoletni uczniowie nie
przyjeżdżali samochodami. Czyżby wszystko tak bardzo się zmieniło, odkąd on był
nastolatkiem? Albo rodzice sami brali swoje auta, by dojechać do pracy? Może
kiedyś się dowie.
Budynek był trzypiętrowy i zajmował duży
obszar. Zbudowano go na kształt litery „X”. Cztery odnogi spotykał się w lekko
zaokrąglonym środku. Ściany pomalowano na żółty kolor, który zdążył już
wyblaknąć, przez co brzydko się prezentował. Płaski dach otaczała żelazna
barierka. Gdy Filip spojrzał w górę, zobaczył jakąś postać stojącą przy
balustradzie. Jednakże gdy mrugnął, ten ktoś zniknął, jakby nigdy go tam nie
było. To musiało mi się przywidzieć,
pewnie uczniowie mają zakaz wstępu na górę, pomyślał, ale nieprzyjemne
wrażenie, jakby ktoś go obserwował, pozostało. Przez chwilę miał nadzieję, że w
oknach dostrzeże poprzyklejane na szybach ozdoby, ale szybko skarcił się w
duchu. To nie podstawówka. Szkołę otaczał spory teren. Część przeznaczono na
różnego rodzaju boiska, ale kawałek obrosła trawa, na której postawiono
kilkanaście ławek. Zapewne tutaj uczniowie spędzali dłuższe przerwy.
– Oby tylko nie było dyżurów na dworze –
mruknął do siebie Filip.
Sprężystym krokiem udał się do głównego
wejścia. Kątem oka zerknął na zawieszoną przy drzwiach tabliczkę – Liceum Ogólnokształcące im. świętej
Hildegardy. Nie rozumiał, dlaczego szkole nadano imię jakiejś świętej,
skoro była to zwyczajna publiczna placówka. Tak przynajmniej twierdziła
wicedyrektorka, z którą odbył rozmowę kwalifikacyjną dwa dni temu. Nie
spodziewał się, że tak szybko mu odpowiedzą, ale najwyraźniej dyrekcja musiała
desperacko poszukiwać nauczyciela. Szczególnie że poprzednie spotkanie odbyło
się w mieście, mężczyzna nie musiał przyjeżdżać tutaj.
Hol okazał się duży i jasny, głownie przez
ilość okien. Można było się z niego dostać do wszystkich czterech skrzydeł
budynku. Filip wiedział, że sekretariat i gabinet dyrektorki znajdują się na
drugim piętrze, ale nie miał pojęcia, z której z pięciu klatek schodowych ma
skorzystać. Na dodatek nie miał kogo zapytać. W pobliżu nie kręcił się żaden
uczeń, zapewne w tym czasie trwały lekcje i wszyscy znajdowali się w klasach.
Obszedł hol kilka razy, poszukując jakiś
wskazówek, ale nic nie znalazł. Skrzydła zostały oznaczone literami od A do E,
ale na karteczce Filip zapisał jedynie numer pokoju. Zaklął w duchu. Nie miał
innego wyjścia, jak iść po kolei na każde drugie piętro. Zerknął na zegarek,
orientując się, że zostało mu dziesięć minut do spotkania wyznaczonego przez
dyrektorkę. Jak jakiś dzieciak by się
przydał, to go nie ma, pomyślał zirytowany, postanawiając zacząć od
skrzydła A. I wtedy go zobaczył. Chłopaka wyłaniającego się ze skrzydła D,
zmierzającego wprost w jego stronę.
– Przepraszam, gdzie znajduje się gabinet
dyrektorki? – zagadnął Filip.
– Skrzydło C, to środkowe. Drugie piętro,
numeru sali nie pamiętam, ale na drzwiach wisi tabliczka – odpowiedział,
uważnie lustrując wzrokiem mężczyznę.
Filip poczuł się nieswojo pod natrętnym
spojrzeniem ucznia.
– Dzięki – powiedział, szybko znikając na
odpowiedniej klatce schodowej.
Dziwny chłopak miał rację. Filip przez
sekundę zatrzymał się pod drzwiami, by ostatni raz przeczesać włosy, po czym
zapukał. Usłyszawszy zaproszenie, wszedł do środka. Pomieszczenie było
przestronne i przyjemnie urządzone. Ściany obklejoną lawendową tapetą, na
podłodze położono puchaty dywan. Przy jednej ze ścian stały regały z
dokumentami i książkami, na przeciwległej poza kilkoma obrazami jakiś ludzi,
nie znajdowało się nic. Pod wychodzącym na parking oknem, na wprost drzwi
umieszczono duże drewniane biurko, za którym siedziała dyrektorka.
Filip wyobrażał ją sobie zupełnie inaczej.
Była to pulchna i niska kobieta, gdy wstała, sięgała wysokiemu mężczyźnie do
połowy klatki piersiowej. Mogła mieć około pięćdziesięciu lat. Krótko ścięte
włosy farbowała na blond. Poważny wyraz twarzy świadczył o tym, że nie znała
takiego słowa jak pobłażliwość, szczególnie w stosunku do uczniów i
nauczycieli. Mężczyzna już tęsknił za swoją poprzednią, lekko szaloną szefową,
ale jak widać takich ludzi nie spotykało się w każdej wrocławskiej szkole.
Uważnie otaksowała mężczyznę wzrokiem, zatrzymując się dłużej na krzywo
zawiązanym krawacie i trampkach założonych do garnituru. Niezadowolona
skrzywiła lekko nos.
– Profesor Amelia Szwarszczyk –
przedstawiła się, wyciągając rękę.
– Doktor Filip Preisner. – Uścisnął dłoń
dyrektorki, po czym usiadł na wskazanym przez nią krześle.
– Musi pan wiedzieć, panie Preisner, że
nigdy nie zatrudniłam nowego nauczyciela tak szybko, jednakże sytuacja jest
szczególna – powiedziała profesor Szwarszczyk, dokładnie akcentując każde
słowo. – Nie ma pan dużego doświadczenia w nauczaniu, ale wierzę, że poradzi
pan sobie, szczególnie że ma pan naprawdę godny podziwu dorobek naukowy i do tego
tytuł doktora.
– Dziękuję – odpowiedział Filip. Na końcu
języka miał pytanie, czy tytuł dyrektorki jest prawdziwy, czy jedynie umowny,
ale w ostatniej chwili się powstrzymał. To nie była odpowiedni chwila. Zależało
mu, by dostać tę posadę.
– Zaczyna pan od dzisiaj, panie Preisner.
– Dz-dzisiaj? – jęknął mężczyzna z
niedowierzaniem.
Dyrektorka spojrzała na niego groźnie,
marszcząc brwi. Była niezadowolona, a to dopiero ich pierwsza rozmowa. Filip
spróbował się uśmiechnąć, by rozładować atmosferę, jednak nie pomogło to w
nawet najmniejszym stopniu, a wręcz pogłębiło złość.
– Tak, od dzisiaj – powtórzyła głośno i
wyraźnie. – Chyba został pan o tym poinformowany na rozmowie kwalifikacyjnej.
Filip pokiwał głową, zgadzając się z
kobietą. Jednakże w głębi ducha coś podpowiadało mu, że wpakował się w niezłe
bagno. Nigdy nie przypuszczałby, że dostał
pan tę posadę, o ile w środę profesor Szwarszczyk oficjalnie pana przyjmie
było jednoznaczne z zaczyna pan pracę w
środę, proszę się przygotować do przeprowadzenia pierwszych lekcji.
– Do końca tego tygodnia zapozna się pan z
zasadami panującymi w tej placówce, pozna uczniów i sposób prowadzenia zajęć –
kontynuowała z wyższością, dumnie unosząc głowę. – Natomiast w przyszłym
zacznie się prawdziwa ciężka praca.
Sposób prowadzenia przez pana zajęć będzie nadzorowany przez specjalną komisję
nauczycielską. Jeżeli nie będziemy zadowoleni z efektów, wyrzucimy pana od
ręki. Nie potrzebujemy tutaj ludzi, którzy nie spełniają naszych wymogów i
swoim zachowaniem doprowadzą tę szkołę do ruiny. Czy wraziłam się jasno, panie
Preisner?
– Tak, pani dyrektor – wydusił z trudem
Filip.
Głośno przełknął ślinę, zastanawiając się,
jakim cudem wpakował się w coś takiego. Już chyba wolał dzieciaki z podstawówki
niż tyrana obserwującego każdy jego krok. Wielkie nadzieje pokładał w tej
pracy, którą otrzymał z taką łatwością. Najwyraźniej to utrzymanie się na
stanowisku było w tym liceum prawdziwym wyzwaniem. Jęknął w duchu, żegnając się
ze swobodą i luzem, jakich spodziewał się po tej posadzie.
– Przejdźmy teraz do spraw formalnych –
wyrwał go z zamyślenia głos zadowolonej z siebie dyrektorki.
~ * ~
Diana siedziała na podłodze, opierając się
plecami o ścianę. Udawała, że czyta czasopismo naukowe, jednakże naprawdę
zerkała w stronę siedzącego po przekątnej korytarza chłopaka. Żałowała, że
Grześ nie usiadł obok niej, nie przeszkadzałaby mu w odrabianiu lekcji, z
chęcią zaoferowałaby pomoc, gdyby nie chodziło o historię czy WOS. Postanowiła,
że pójdą gdzieś razem po zajęciach klubu fizycznego. Na szczęście z Wojnowa
można było wydostać się tylko jednym autobusem, więc jej nie ucieknie, chyba że
znów ktoś po niego przyjedzie jak w poniedziałek.
Diana była dziewczyną średniego wzrostu, jednakże
uważała, że jej sto sześćdziesiąt osiem i pół centymetra to stanowczo za mało. Gęste,
rude włosy dzisiaj starannie uczesała w koński ogon. Na twarzy miała niewielką
ilość piegów, w dzieciństwie zastanawiała się, czy istnieją sposoby, by się ich
pozbyć, raz nawet próbowała zamalować je pisakiem. Jednak gdy dorosła, polubiła
je, uznając, że dodają uroku. Nigdy się nie malowała, preferowała naturalność,
twierdząc, że w tak młodym wieku te wszystkie kosmetyki tylko niszczą cerę.
Ponownie spojrzała na Grzesia. Był ideałem
każdej nastolatki. Wysoki i umięśniony. Brązowe, nieco dłuższe, sięgające do
ucha włosy tylko dodawały mu uroku. Gdy się uśmiechał, ukazując równe, białe
zęby, serce Diany przyspieszało swoją pracę. Trenował koszykówkę i należał do
szkolnej drużyny, przez co dziewczyna pojawiała się na każdym meczu, kibicując
mu z całych sił.
Postanowiła, że podejdzie do niego i
zagada, gdy rozległ się dźwięk dzwonka obwieszczającego zakończenie lekcji. Diana
zerwała się na równe nogi, zarzucając plecak na ramię. Kiedy drzwi klasy od
fizyki otworzyły się, weszła do środka, nie czekając, aż wszyscy uczniowie
wyjdą, niektórzy nawet nie zdążyli zacząć się pakować. Były to pierwszaki, więc
tym bardziej się nimi nie przejmowała. Podeszła do biurka nowego nauczyciela,
czekając, aż raczy ją zauważyć.
– Coś było niejasne na lekcji? – zapytał
pan Preisner, próbując zapakować do neseseru jakąś grubą książkę. Nie udało mu
się, więc z westchnieniem odłożył ją z powrotem na biurko.
– Nie miałam jeszcze z panem zajęć –
wyjaśniła Diana. – Teraz odbywają się zajęcia klubu fizycznego.
– Och, tak, tak. To spadam i już wam nie
przeszkadzam – wyjąkał nauczyciel, uśmiechając się. Dziewczyna uznała ten wyraz
twarzy za głupkowaty, ale postanowiła nie komentować.
– Czyli nie będzie kółka fizycznego? –
zapytał z nadzieją Grześ, który teraz wszedł do klasy.
– Nie martwcie się, w niczym wam już nie
przeszkadzam, możecie spokojnie poczekać na nauczycie…
– To pan powinien prowadzić klub – weszła
mu w słowo Diana.
– Ja?!
Preisner wyglądał, jakby ktoś walnął go
mocno w głowę i ogłuszył. Wpatrywał się w uczniów z niedowierzaniem, czekając
aż któreś z nich oznajmi mu, że to żart. Zaśmiał się krótko, ale widząc poważne
twarze nastolatków, momentalnie przestał.
– To dopiero mój pierwszy dzień! Nie
pisałem się na żadne dodatkowe zajęcia – rzekł z wyrzutem.
– Zaczął pan w środę? – zdziwił się Grześ.
– Też uważam, że to dziwne.
– To bez znaczenia – stanowczo ucięła
dyskusję Diana. – Wyjaśnię panu, jak się sprawy mają. Proszę mnie przez chwilę
uważnie posłuchać i nie przerywać – dodała, widząc, że nauczyciel otwierał usta,
by coś wtrącić. – Zgodnie ze sto dziewiętnastym punktem regulaminu, w tej
szkole z każdego przedmiotu może być prowadzone tylko jedno kółko. Do tej pory
to pani Kleszczykowska prowadziła zajęcia klubu fizycznego, a skoro pan zajął
jej miejsce, to powinien pan przejąć wszystkie
jej obowiązki.
– Idźcie
do innego nauczyciela, na pewno znajdziecie kogoś, kto z przyjemnością
poprowadzi klub. Chyba nawet po to macie tę salę laboratoryjną, prawda?
Pamiętam, że ja takie doświadczenia miałem na pierwszym roku studiów.
Diana westchnęła głośno. Widząc, że Grześ
tylko się uśmiecha, zamiast powiedzieć coś sensownego i zawalczyć o ich klub,
postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. Była osobą, która nigdy się nie poddawała,
zawsze dopięła swego. Chociażby miała na drodze zostawić kilka przysłowiowych
trupów.
– Po pierwsze z tego laboratorium korzysta
się na normalnych lekcjach. Od kółka oczekujemy czegoś więcej niż wyznaczanie
lepkości cieczy. Ale wracając do istotniejszego tematu, w tej szkole oprócz
pana jest tylko jeden nauczyciel fizyki. Czasem mam wrażenie, że ta posada jest
przeklęta – dodała, nie przejmując się szokiem, jaki wywołała ta informacja na
Preisnerze. – Pan Ząbek uwielbia Newtona i jego zasady dynamiki. Potrafi od
ręki wymyślić co najmniej pięć zadań z tej dziedziny. Nie chcemy spędzić tego
dodatkowego czasu, rozmawiając o siedemnastowiecznym fizyku. Chcemy dowiadywać
się więcej, dążyć do wielkości, bo to my w przyszłości będziemy budować ten
kraj i dbać o to, by jak najlepiej się rozwijał!
– To ostatnie to zdanie Joaśki – wtrącił Grześ.
– Co to za znaczenie? – fuknęła w odpowiedzi
Diana. – Podpisuję się pod tym obiema rękami. W każdym razie to pan jest naszą
ostatnią i jedyną nadzieją. Nie może pan tak po prostu zmarnować naszej
przyszłości, my tak bardzo chcemy się uczyć, nasze umysły są głodne wiedzy.
– Gadaj za siebie – wtrącił po raz kolejny
Grześ.
– Mówisz tak, jakbyś był do tego zmuszany.
– Bo jestem – odpowiedział chłopak, nie
przejmując się nauczycielem zawzięcie czochrającym włosy i mamroczącym coś
niezrozumiałego pod nosem. – Rodzice jasno oznajmili, że mogę trenować
koszykówkę tylko wtedy, gdy będę chodził także do klubu fizycznego. Mówiłem ci
to w zeszłym roku.
– Ale nasze wspólne zainteresowania… –
jęknęła rozczarowana Diana.
– Nie mamy takich.
– Widzisz, przykro mi – przejął inicjatywę
Preisner, widząc, że dziewczyna ma zamiar kontynuować ten temat. Był
zadowolony, że jakoś udało mu się z tego wyplątać. – Brak chętnych, brak kółka –
rzekł, nie potrafiąc ukryć radości w głosie.
Nagle rozległ się głośny trzask. Wszyscy
drgnęli, zastanawiając się, co mogło wydać tak dziwny dźwięk. Diana otwierała
usta, by coś powiedzieć, gdy usłyszeli to po raz drugi. Tym razem mieli
pewność, że cokolwiek to było, nie miało swego źródła na dworze, a tu, w
budynku. I to bardzo blisko nich.
– To chyba dochodziło z zaplecza –
powiedział niepewnie Grześ. – Może coś spadło z półki.
Nauczyciel otrząsnął się jako pierwszy. To
przecież nie mogło być nic groźnego. Żył w realnym świecie, gdy otworzy drzwi
prowadzące na zaplecze, nie wyskoczy na niego żaden zombie. Przełknął głośno
ślinę, po czym powoli podszedł do drzwi znajdujących się po drugiej stronie
biurka. Nacisnął klamkę i wszedł do środka, za nim podążyli Diana i Grześ.
Odetchnął z ulgą, widząc, że w środku nie
znajdowało się nic niezwykłego. Zwyczajny kantorek służący do przechowywania
książek czy innych przydatnych podczas lekcji pomocy naukowych. Już chciał się
roześmiać z własnej głupoty, gdy huk rozległ się po raz trzeci. Nie mieli
wątpliwości, że tu znajdowało się źródło dźwięku, jednak nie wiedzieli, co to
mogło być. W tym samym momencie podłoga na środku pomieszczenia jakby lekko
zafalowała, jednakże po mrugnięciu wszystko wyglądało zwyczajnie.
Wtedy trzasnęły drzwi. Wszyscy zadrżeli i
powoli odwrócili się, by zobaczyć, co spowodowało ten hałas. Diana objęła w
pasie nauczyciela, mając nadzieję, że mężczyzna obroni ją przed zagrożeniem. Grześ
wziął z kąta miotłę. Pierwszy wyszedł z zaplecza, celując kijem w… najzwyklejszego chłopaka.
– Witam – powiedział niepewnie, chowając
coś za plecami. – Jestem Oskar Hertman, chciałbym dołączyć do klubu fizycznego.
– Pierwszaków tu nie chcemy – odezwała się wojowniczo
Diana, odsuwając się na krok od nauczyciela.
– W zeszłym roku my też byliśmy
pierwszakami – rzekł Grześ, odłożywszy pospiesznie miotłę na miejsce, ale nikt
go nie słuchał.
– Nie jestem pierwszakiem – wyjaśnił Oskar.
– Druga klasa, profil matematyczno-fizyczny.
– Zabawne – prychnęła dziewczyna. – Ja chodzę
do tej klasy i nigdy nie widziałam cię na oczy.
– Dlatego że dzisiaj przeniosłem się do tej
szkoły, jestem nowy.
– To ty pokazałeś mi rano drogę! – zawołał Preisner,
przypominając sobie, skąd znał tego chłopaka. – Eee, nieważne – dodał zmieszany,
gdy trójka uczniów spojrzała na niego jak na idiotę.
~ * ~
Wiedziałam, że ostatecznie
tak wyjdzie i pierwszy rozdział dodam dużo wcześniej niż planowałam. Ale
napisałam, sprawdziłam i nie chce mi się dłużej trzymać go jedynie na dysku. Chciałam
zawrzeć w rozdziale dużo więcej, ale wtedy byłby stanowczo za długi, a zależało
mi na tym, aby zakończyć go tymi wydarzeniami. Dlatego zostawiłam to, co
uważałam za najistotniejsze na sam początek.
pierwsza :) zaraz Korek skomcia.
OdpowiedzUsuńWspaniały rozdział, niemal nic się w nim nie działo! (żart, tak mi się skojarzyło)
UsuńDiana jest głupia. ale szkoda, że nie przeglądała się w lusterku albo w smartfónie.
ja liczyłam na Joaśę której nie było i mam foha.
pozdro i git szablon :P
A dlaczego ja się nie dziwę, że takie głupoty napisałaś. Korka na złą stronę sprowadzasz, wstydź się!
Usuńnie było ani jednego słowa po serbsku więc nie marudź!
Usuńrozdział faktycznie bardzo długi. moje są chyba o połowę krótsze, ale to nawet lepiej. przynajmniej wstęp nie będzie się ciągnąć przez kilka postów tylko szybciutko przejdziemy do właściwej akcji.
OdpowiedzUsuńFilip jest bardzo ekscentryczny, nie dziwię się dyrektorce że postawiła mu jasne zasady. moim zdaniem jako nauczyciel w liceum powinien się spisać, ale w podstawówce go sobie nie wyobrażam. dzieciaczki musiały być z nim naprawdę biedne :P i chyba wygodniej byłoby mu przesiąść się w komunikację miejsca, choć z drugiej strony skoro to drugi koniec miasta to musiałby się pewnie przesiadać co najmniej trzy razy.
Diana to ten irytujący typ. Ale zarazem typ, który być musi bo byłoby nudno. Natomiast myślę, że polubię Grzesia.
Pomimo tego, że był to dopiero pierwszy rozdział już zaserwowałaś nam kilka tajemnic, które aż się proszą o rozwiązanie. Czy na dachu faktycznie ktoś stał? Co trzaskało w kantorku? No i dlaczego zafalowała podłoga?
No i Oskar, ale wiadomo, że on musi być tajemnicą (tak, wiem to z opisu i adresu :P)
Pozdrawiam a jak masz ochotę to zapraszam też do mnie na http://sen-laury.blogspot.com/
PS: Cieszę się, ze miejscem akcji jest Polska. Nie lubię jak ktoś na siłę umieszcza opowiadania w państwach o których nie ma bladego pojęcia.
PPS: Kocham Wrocław. Studiowałam na uniwerku przez trzy lata :)
Dziękuję :)
UsuńOj, tak dzieci musiały być biedne, dobrze, że długo tam nie zabawił :P Ale tutaj od razu ustawią go do pionu, bo dyrektorka "skazy na reputacji szkoły" by nie zniosła.
Zdecydowałam się na Polskę, bo przynajmniej wiem, jak wygląda szkolnictwo, no i znam sam Wrocław. Pewnie nie chciałoby mi się szukać dodatkowych informacji, gdybym sobie wymyślała akcję w jakimś zagranicznym kraju, nie mówiąc już o planie miasta.
Cudowny szablon ;D naprawdę chyba się w nim zakochałam i nie mogę oderwać od niego oczu, ponieważ ma bardzo fajną kolorystykę.
OdpowiedzUsuńRozdział jest naprawdę długi, co bardzo mnie cieszy. Opisów jest naprawdę dużo, a przede wszystkim są dopracowane, jeśli zaś chodzi o dialogi, to są przemyślane i takie jakie mają być ;) i cieszę się, że wreszcie natknęłam się na opowiadanie, którego akcja toczy się w Polsce. Chodź sama preferuję pisanie o akcji toczącej się poza granicami naszego kraju, jednak lubię czytać dobre opowiadania, których akcja toczy się w kraju. Bardzo podoba mi się i opowiadanie i szablon.
Z niecierpliwością czekam na następny rozdział.
Pozdrawiam cieplutko,
Ever.
Dziękuję :)
UsuńMyślałam o tym, aby akcję opowiadania umieścić gdzieś za granicą, ale potem uznałam, że byłoby z tym za dużo problemów. Polskę znam najlepiej, wiem jak wygląda szkolnictwo w liceum i nie muszę szukać żadnych dodatkowych informacji. No i już czwarty rok mieszkam we Wrocławiu, więc łatwiej jest mi się zorientować w planie miasta :)
Sytuacja w kantorku (falująca podłoga i te sprawy) skojarzyła mi się z serialem Blake Holsey High :)
OdpowiedzUsuńPierwszy raz nadarzyła mi się okazja czytać bloga z opowiadaniem osadzonym w polskiej rzeczywistości. Nie bardzo wiem czego się spodziewać, ale na razie czuję się zaciekawiona. Już zdążyłam polubić Filipa - jest tak roztrzepany i beztroski, że nie dociera do mnie, że ma czterdzieści lat. Młody duchem facet, nie ma co :)
Podoba mi się, jak pisząc w narracji trzecioosobowej potrafisz pisać tak obrazowo i jednocześnie wnikać głęboko w sposób bycia postaci.
Oskar miał wspaniałe wejście. Pewnie wiele namiesza, mam takie przeczucie. W końcu jest, jakby nie patrzeć, tytułowym bohaterem.
Naprawdę tęskniłam za czymś Twojego autorstwa, za czym ja z moim słomianym zapałem nadążę. Trzymam kciuki, abyś miała mnóstwo pomysłów i aby pisanie tego opowiadania szło gładko.
Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy :)
Dziękuję :)
UsuńTeż oglądałam Blake Holsey i bardzo lubiłam ten serial. Czasem się zastanawiam, czy to nie stamtąd wzięło się moje zainteresowanie fizyką.
Polska wzięła się głównie z tego, że tak jest mi najłatwiej, nie muszę szukać dodatkowych informacji, tylko czasem będę musiała sobie trochę historię przypomnieć.
Odkąd zaczęłam pisać Braci Duszy w narracji trzecioosobowej, stwierdziłam, że to najlepsza narracja dla mnie. Łatwiej jest mi się nią posługiwać i mogę przeskakiwać na różnych bohaterów bez konieczności dokładnego zagłębiania się w ich myśli (znając mnie, potem bym się pogubiła).
A wejście Oskara, to była scena, która pierwsza przyszła mi do głowy, gdy dopiero myślałam nad tym opowiadaniem. Dlatego koniecznie musiałam zamieścić to w rozdziale pierwszym ;)
No i jestem i tutaj :)
OdpowiedzUsuńJak na razie nie mam pojęcia, o czym będzie to opowiadanie. Widziałam jedynie w informacjach, że science fiction. Ja tam jakoś szczególnie nie lubię tego rodzaju literatury, ale nie skreślam od razu wszystkiego. Możemy powiedzieć, że jest dla mnie neutralna. Więc postanowiłam przeczytać rozdział. Widzę, że od razu coś się wydarzyło. Nie wiem czy to właściwe skojarzenie, ale wydaje mi się, iż to właśnie Oskar będzie w największym stopniu powiązany z tym science fiction, który nam zaprezentujesz i tu już nie chodzi o samą "Sprawę Oskara", bo równie dobrze mogłabyś go zrzucić na drugi plan całkowicie. Piszesz, że wszyscy Ci uczniowie, w tym właśnie nowo przybyły, oraz sam Filip mają powiązania z fizyką. A, że fizyk nieomylna jest i zawsze wszystko w niej jest opisane tymi samymi prawami, coś czuję, że właśnie w niej pogrzebiesz. Skoro to jest s-f, to jakoś tak pomyślałam, że uczniowie wraz z nauczycielem będą "zaginać czasoprzestrzeń", że zaprezentujesz nam tutaj jakiś nowoczesny wynalazek, który umożliwi im podróże w przyszłość, ale i w przeszłość. Jeśli tak, to może będą próbować naprawiać jakieś swoje błędy? Ale czy będzie im można?
Nie, dobrze, nie ujawniam tutaj żadnych przypuszczeń, bo potem wyjdę na jakąś dziwną osobę, mającą naprawdę niepoukładane w głowie. Ale w literaturze jest przecież wszystko możliwe ;D Po prostu na drodze dedukcji, po połączeniu tych szczegółów wszystkich można tak wywnioskować. S-f, nowy uczeń i towarzyszący jego pojawieniu się huk, czas akcji przeważnie współcześnie i fizyka. Mówi sam za siebie. Ale jak już napisałam, nic nie jest pewne!
Tak czy inaczej mam nadzieję, że mnie pozytywnie zaskoczysz.
Bo jak na razie czytało mi się łatwo i przyjemnie, oby tak dalej. Zauważyłam kilka literówek, ale czytałam na telefonie, więc może to dlatego :)
O bohaterach jeszcze się wypowiadać nie będę. Jedynie tyle powiem, że już nie lubię Diany. Z początku wydała się taka niewinna, odstawiona na bok, ale po tym, jak zaczęła mówić, moja sympatia gdzieś uleciała. No cóż, bywa i tak. Zobaczymy, czy jeszcze ją polubię.
Dziękuję za odwiedziny u mnie, dodaję do obserwowanych i życzę duuuużo weny!
Pozdrawiam ;)
Damn it! Przeczytałam teraz całą zakładkę "Informacje" i widzę, że wiedzą i bystrością nie grzeszę ;/ Tak więc cofam te wszystkie nieziemskie odkrycia dotyczące podróży w czasie.
UsuńA już myślałam, że jestem jak Sherlock Holmes. Ehhh ;/
Dziękuję :)
UsuńSzczerze, to nie wiem, jaka jest literatura science fiction, bo nigdy takiej nie czytałam. Wolę seriale czy mangi z tej tematyki. Może kiedyś się skuszę na jakieś książki, ale chwilowo preferuję kryminały.
Co do samej fizyki, to sądzę, że nie będę tak paskudna i nie będę nią za bardzo dręczyć, bo wiem, że to jeden z najmniej lubianych przedmiotów. Ale na pewno nie zostanie pominięta, bo w końcu to kółko fizyczne.
Sądzę, że Diana dużej sympatii wzbudzać nie będzie, szczególnie że sama nie widzi, że cokolwiek robi źle. Ale właśnie taką ją widzę, chociaż też nie lubię takiego charakteru.
Osobiście nie przepadam za sci-fi, aczkolwiek postanowiłam przeczytać ten rozdział, bo szczerze mówiąc zainteresował mnie opis. Poza tym, nie należy niczego przekreślać xD Chociaż na samą myśl o fizyce... brr ;D
OdpowiedzUsuńNa początku mogę powiedzieć, że przypadł mi do gustu Filip i Oskar mimo, że ten pierwszy jest tak jakby... cóż, odniosłam wrażenie, jakby był nieco "nieogarnięty", a ten drugi był przedstawiony krótko i w pierwszym kontakcie wydawał się jakby ciutkę inny, przez to wpatrywanie się.
W każdym razie postanawiam to czytać. Bardzo możliwe, że przekonasz mnie to chociaż niektórych dzieł scince-fiction. No i fajnie, że postanowiłas coś pisać, nieważne, że nie zabierasz się za z-popiołów. Czasem po prostu potrzebna jest odmiana :)
Życzę dużo, dużo weny i czasu, no i wszystkiego dobrego. Pozdrawiam cieplutko ;)
Ou, no i zapomniałam dodać, że podoba mi się pomysł z tym, aby akcję umieścić w polskim mieście.
UsuńPozdrawiam ;P
Dziękuję :)
UsuńMam nadzieję, że fizyka nie będzie taka zła. Postaram się nie męczyć nią na każdym kroku, a gdy już się pojawi, bo w końcu musi skoro to klub fizyczny, przedstawić ją w przyjemny sposób.
Filip to jest człowiek nieogarnięty. Do tej pory prowadził proste życie bez jakichkolwiek zobowiązań, nigdy nie musiał pracować, a tu nagle wszystko się zmienia. Na początku na pewno nie będzie mu łatwo przystosować się do nowej sytuacji.
A co do literatury science fiction, to nie mam pojęcia, jaka ona jest. Wolę seriale czy mangę w tej tematyce ;)
Od razu polubiłam Filipa. Trochę przypomina mnie, też jestem strasznie nieogarnięta i gdy nikt nie powie mi czegoś dosłownie, to nie zrozumiem o co chodzi..
OdpowiedzUsuńPodoba mi sią ogólny pomysł historii, który jest dość unikatowy w internecie. Zazwyczaj spotyka się tu historie zakazanej miłości, lub oklepane już anioły, demony, czy inne stwory. Tutaj z chęcią będę zaglądała częściej, bo przyznam szczerze nie mogę się doczekać kolejnej notki.
Pozdrawiam i życzę weny, Artemis
Dziękuję :)
UsuńZakazane miłości i w ogóle wątek miłości na pierwszym planie to nie u mnie. Lubię, gdy w opowiadaniu coś się dzieje, chociaż bez tego wątku pewnie i tak się nie obejdzie, bo już mam kilka pomysłów ;)
A o aniołach i demonach, rzadko czytam , więc tym bardziej nie chciałoby mi się czegokolwiek pisać na ten temat, chyba nie potrafiłabym wczuć się w klimat.
Rozdział długi, ale tak dobrze napisany, że szybko go przeczytałam. I chyba tak jak większość polubiłam Filipa. To bardzo sympatyczny i trochę "nierozgarnięty" facet. W bardzo fajny sposób opisujesz bohaterów. Nadajesz każdemu z nich coś specyficznego, co odróżnia go od reszty. Czytając o wścibskiej sąsiadce Filipa nie mogłam powstrzymać uśmiechu, tak samo jak czytałam o dyrektorce czy Dianie. Owszem, dziewczyna jest odrobinę irytująca, ale myślę, że to ciekawa postać. Jak sobie tak teraz zastanawiam, to przypomina mi ona trochę Hermionę z "Harrego Pottera".
OdpowiedzUsuńOskar. Z pewnością to wokół niego będzie się kręciła historia. Na razie nic na jego temat nie powiem, bo za bardzo nie wiem co.
Pewne jest jedno. Z przyjemnością zostanę tu na dłużej.
Dziękuję za komentarz na moim blogu i życzę mnóstwa pomysłów.
Dziękuję :)
UsuńGdy ja myślę o Dianie, to w moich oczach jest to właśnie ten bardzo irytujący typ, co to zawsze ma coś do powiedzenia i nie rozumie, gdy inni mówią stop. Ale cieszę się, gdy znajdują się czytelnicy, którzy inaczej postrzegają moich bohaterów i lubią tych, za którymi ja nie przepadam.
Oskar na pewno będzie w centrum wydarzeń, ale na razie nic więcej o nim nie mówię ;)
Miałam napisany calusieńki komentarz i swoim zwyczajem wypisane błędy, ale oczywiście szlag go trafił, bo jakże mądrze wyłączyłam kartę. Pozwól więc, że dzisiaj ograniczę się do ogólników. Obiecuję, że następny komentarz będzie już obszerniejszy i bardziej wnikliwy.
OdpowiedzUsuńRozdział jest dosyć długi, za czym osobiście nie szaleję, ale czytało się dosyć lekko, więc właściwie uwagi mogłoby nie być. Wszystko toczyło się dosyć płynnie, akcja była przemyślana i, jak sama podkreśliłaś, dokładnie wiedziałaś, co chcesz przekazać czytelnikowi. Podobały mi się dialogi, które nie były ani zbyt ciężkie, ani wymuszone. I opisy, które nie nużyły. Polubiłam też Filipa (a to nowość), za to jego starokawalerstwo i beztroskę. Jest odrobinę zagubiony w nowej rzeczywistości, czemu nie można się dziwić, ale to jedynie dodaje mu uroku. Grześ - choć wyjątkowo nie pasuje mi do niego to zdrobnienie - też jest ujmujący. To konkretny facet, który wie, czego chce równie dobrze jak wie, czego nie chce, przy czym nie stęka, że musi chodzić na spotkania klubu fizycznego tylko dlatego, że każą mu rodzice. Oskar zapunktował, bo najwyraźniej całkiem zgrabnie poradził sobie z Dianą, choć nie mam wątpliwości, że to on w tym opowiadaniu będzie najbardziej tajemniczą postacią. Diana... o Dianie się nie wypowiem, chyba jeszcze nie potrafię. Aczkolwiek przyznam, że jej zarozumiałość nie zachęca.
Pozdrawiam serdecznie. :)
Dziękuję :)
UsuńCo do długości, to ten rozdział jest trochę ponad pół strony dłuższy niż takie standardowe, jakie zazwyczaj piszę. Nie przepadam za pisaniem krótkich, bo potem mam wrażenie, że nic się w nich nie dzieje.
Chciałam przekazać znacznie więcej, ale musiałam to wszystko powycinać. Pewnie rozmowę, na której najbardziej mi tu zależało zamieszczę dopiero w trzecim rozdziale, bo w drugim znów się nie zmieści...
Oskar na pewno będzie w centrum zdarzeń, w końcu to jego sprawa znalazła się w tytule. Jednak na razie więcej nie mówię, wszystko kiedyś stopniowo zacznie się wyjaśniać.
Jej, przerażająca ta szkoła. Nieprzyjemna dyrektorka, a ta Diana taka.... dziwna. Kto normalny aż tak bardzo jest żądny wiedzy? No błagam, hahaha. Biedny Filip, pewnie będzie musiał poprowadzić to kółko, ale dziwne, że dyrektorka go o tym nie poinformowała. Powinna przekazać mu taką informację. Ten Oskar... co on robił na zapleczu? Trochę to niepokojące. Jeszcze te huki... :d Ahahahaha... Pani Skalska kojarzy mi się z matką Frani Maj. :d Przynajmniej z wyglądu, bo nazwisko przypomina mi o serialu, a wygląd tej kobiety matkę niani. :d Jej, ona nie ma własnego życia, że tak się wtrąca w sprawy Filipa? Nie widzę sensu, żeby na siłę go z kimś umawiała. No chociaż racja, że powinien już znaleźć kobietę, bo potem będzie mu ciężko. Nie jest młody. No ale to jego sprawa, a nie jej. :D
OdpowiedzUsuńDiana przede wszystkim uwielbia fizykę, gdyby chodziło o historię, byłaby pierwsza przy drzwiach. No i zależało jej na tym, by Filip zmięknął i zgodził się prowadzić klub.
UsuńW oczach dyrektorki Filip jest na okresie próbnym, najważniejsze było dla niej, by ktoś prowadził zajęcia, a kółka to sprawa drugorzędna. Nie pomyślała, że uczniowie sami przejmą inicjatywę i zamiast pana Ząbka, wybiorą właśnie nowego fizyka.
Oglądałam tylko kilka odcinków, dlatego nie wiem, jak wyglądała matka Frani. I dopiero po publikacji skojarzyłam, że to to samo nazwisko co w serialu. A pani Skalska z równą natarczywością wciska się w życie wszystkich sąsiadów.
Zacznę od tego, że uwielbiam opowiadania o szkole lub dziejące się w niej :)
OdpowiedzUsuńU mnie gdyby chodziło o historię to byłabym pierwsza u siebie... Choć w sumie nie... Pewnie by mnie nauczyciel wcześniej złapał i kazał coś załatwić :)
Skoro Filip 'zaczyna" to chyba informacja o kółku by mu nie zaszkodziła, co? :D
Styl masz fajny i zachęcający, miejscami tajemniczy i mroczny. Nie mam pojęcia czemu skojarzyło mi się to ostatnie, ale jakoś tak... nie wieeem.
Czekam na n/n, a zapowiada się bardzo obiecująco! :*
Dziękuję :)
UsuńPóźniej akcja przeniesie się także w inne miejsca, bo nie lubię być zamknięta w jednej przestrzeni. Jednak na razie szkoła góruje, bo musi zaistnieć klub i bohaterowie muszę się jakoś poznać.
Dyrektorka nie sądziła, że uczniowie postanowią poprosić Filipa, by to on prowadził klub, dlatego ani słowem nie wspominała. Zakładała, że to pan Ząbek przejmie te obowiązki, o ile znajdą się chętni.
Aaa... trochę inaczej załapałam :)
UsuńWybacz za to poniżej :P
Filip mnie rozwalił :) raczej pozytywnie, choć trochę kojarzy mi się z tyim Włochami, którzy nie chcą pracowaćD ale oni zostają u mamuś, tutaj przynajmniej mieszka sam, choć do pracy się nie parał. ale jak mu s to mus, nie ucieka, i dobrze. Pasuje trochę na fizyka - ta niedbałość zw z wyglądem itd,ale z drugiej strony jest taki ludzki, wygląda na równego.Diana za to mnie wkurza, jesjakaś sztywna, taka trochę nienaturalna, najwyraźniej wszystko musi być po jej myśli... Mam nadzieję że ten Grześ się na nią nie skusi, bo wygląda na fajnego chłopaka. No i ten huk... dziwny był, ale czy to już początek czegoś... magicznego. A, i świetna rekacja pani dyrektor, rozwaliła mnie jej przemowa:D
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńAkurat Filip po maturze postanowił jednak zdobyć jakieś wykształcenie. Rodzice nie pozwoliliby mu siedzieć w domu na ich koszt i nic nie robić ;) Chociaż gdyby miał wybór, to pewnie nigdy do pracy by nie poszedł.
Rzeczywiście huk był początkiem czegoś istotnego, jednak na razie milczę w tej kwestii.
Dobry wieczór ;)
OdpowiedzUsuńMimo że widywałam dłuższe rozdziały, to jednak ten czytałam dosyć długo, ale to ze względu na brak czasu związany z końcem semestru (chyba więcej nie muszę tłumaczyć, prawda? ;))
Filip jest naprawdę dobrą postacią, i mogę to stwierdzić już przy pierwszym rozdziale ^^ Roztrzepany, czterdziestoletni dzieciak (no, może nie dzieciak, ale z pewnością nie czuje się jak czterdziestolatek). No i do tego jego ubiór - trampki na rozmowę kwalifikacyjną ;D
Dianę również polubiłam, może przez jej zaciętość i upór...? No nie wiem, ale z pewnością jest również jedną z moich ulubionych bohaterek (a zazwyczaj nie umiem się określić po pierwszym rozdziale ;))
Tylko Grześ mi się nie podoba. Wydaje się być taki znudzony życiem... No wiesz, coś w stylu "nie mogę grać w koszykówkę, to będę chodzić na fizykę, ale to jest takie be".
O, o to mi chodziło ;D
No i Oskar. Tutaj nic nie umiem napisać, ponieważ za mało było go w rozdziale.
No i sądzę, że te dziwne dźwięki wydawał właśnie on. Z podstrony "Informacje" wywnioskowałam, że chłopak potrafi przemieszczać się w czasie, więc może to była jego kolejna podróż? Hm...
Znalazłam kilka błędów, ale to raczej takie pod tytułem "mogłabym się kłócić, ale nie widzę w tym sensu, bo nie jestem ich pewna". Zresztą, i tak zapomniałam, gdzie są, a czytać po raz drugi mi się nie chce ;)
Szablon masz piękny, wykonany przez Elfabę. Sama uwielbiam jej szablony, zresztą mam jeden na swoim blogu, więc cóż... Pozostaje mi jedynie życzyć Ci weny i wytrwałości ^^
Pozdrawiam,
Elif
Dziękuję :)
UsuńWiem, jak to jest. Na szczęście w tym semestrze mnie to ominęło, ale za to czeka mnie jeszcze obrona.
Grześ na pewno się jeszcze rozwinie, chociaż nie wiem, w którą stronę, bo czasem bohaterowie robią to, na co mają ochotę, a nie to, czego od nich oczekuję. W każdym razie będzie dość istotny, biorąc pod uwagę przyszłe wydarzenia.
Czy Oskar to spowodował, to się okaże za jakiś czas. Na pewno jeszcze nie raz znajdzie się w centrum dziwnych wydarzeń ;)
Ohoho, myślałam, że motyw szkolny nie może być ciekawy po Hogwarcie, ale bohaterowie zyskali moją sympatię. Doktor Preisner [ma strasznie podobne nazwisko do jednego nauczyciela, który towarzyszył mojej klasie na jednej pamiętnej wycieczce szkolnej, hehe, więc szybko zapadło w pamięć] nie sprawiał na początku wrażenia takiego roztargnionego jak na końcu, ale potem chyba pani dyrektor wyprowadziła go z równowagi. Cóż, zapowiada się ciekawie, lecę do następnego rozdziału i dodaję do obserwowanych, naturalnie
OdpowiedzUsuńHej ;). W związku z tym, że niestety niedługo kończysz "Braci duszy", postanowiłam zacząć nadrabiać to opowiadanie ;). Choć nadal ubolewam, że nie piszesz już fanficków ;(((.
OdpowiedzUsuńW sumie już jak je zaczęłaś, to widziałam, że jest, ale przyznaję, troszkę mnie odstraszyła ta akcja w Polsce (jestem wielką maniaczką akcji w Ameryce). Niemniej jednak, dzisiaj coś mnie natknęło, żeby zajrzeć tutaj ponownie, i wiesz co? Nie żałuję, przynajmniej na razie, bo początek mnie zaciekawił, i w nadchodzącym czasie postaram się przeczytać kolejne odcinki, i być na bieżąco potem.
Choć nie przepadam za akcją w Polsce i wszelkie obyczajówki o szkole omijam bardzo szerokim łukiem, mam wrażenie, że ta historia nie będzie pitoleniem o miłostkach nastolatek, jak to zwykle bywa. Zresztą, czytałam już kilka twoich opowiadań i jestem zdania, że potrafisz tworzyć dużo ciekawsze rzeczy niż jakieś błahe historyjki.
Przeczytałam opis opowiadania i wydał się intrygujący, tak samo jak to, że pisałaś z perspektywy nauczyciela (nie wiem, jak później będzie, ale póki co to był fajny motyw, pisanie z perspektywy dorosłego faceta, który będąc już w średnim wieku nagle musi się ustatkować i znaleźć jakąś robotę xD). Miałam wrażenie, że to taki trochę niedojrzały facet, niezbyt zachwycony nowymi obowiązkami i lubiący iść na łatwiznę (choćby wtedy, gdy go przeraziła konieczność podjęcia pracy od razu czy prowadzenia kółka). Ale może potem przejdzie jakąś przemianę wewnętrzną jak Kaelas? xD A i ta jego sąsiadka jest zabawna ^^. Mogą być z nią niezłe jazdy jeszcze.
Mam też wrażenie, że postaci uczniów, jakie się tu przewinęły, czyli Diana i Grześ, oraz Oskar, którego imię jest nawet w tytule, odegrają w tej historii sporą rolę.
Wgl oni dziwną szkołę mają ^^. Jakieś kółka pozalekcyjne... Ja takie doświadczenia typu "wyznaczanie lepkości cieczy", które tam było gdzieś wspomniane, to dopiero na studiach robiłam xD.
No i zastanawia mnie ten hałas na zapleczu. No nic, niedługo postaram się przeczytać ciąg dalszy. Nie obiecuję, że pod każdym zostawię komentarz, ale jak przeczytam wszystko, na pewno się wypowiem. Mam nadzieję, że dalej będzie równie ciekawie jak teraz ^^. Ale muszę się po prostu przyzwyczaić do tej historii.
Cieszę się, że jednak postanowiłaś tutaj wpaść :)
UsuńAmeryki nigdy nie brałam pod uwagę jako miejsca akcji, bo sama za bardzo za tym krajem nie przepadam. Zastanawiałam się trochę nad Wielką Brytanią, ale ostatecznie doszłam do wniosku, że o Polskim szkolnictwie i życiu nastolatków wiem najwięcej, bo sama przez to przechodziłam i nie popełnię żadnej wielkiej gafy.
Zwykła obyczajówka o szkolnych miłościach to nie będzie. Właściwie, to chyba nie potrafiłabym pisać czegoś takiego, bo za szybko bym się znudziła i nie wiedziała, jakie wątki wprowadzać. Wiadomo, jakieś miłości i wątki typowo obyczajowe też się przewiną, ale raczej jak na Braciach Duszy zejdą na dalszy plan.
Będzie sporo fragmentów z perspektywy nauczyciela, ale nie całość. Myślę, że oprócz Filipa bardzo często będą się też pojawiać fragmenty z perspektywy Diany i Kacpra. Na początku co prawda myślałam, że to Diana i Grześ przejmą dowodzenie wśród licealistów, ale w trakcie pisania mi się odwidziało, bo dużo bardziej polubiłam postać Kacpra :)
Też nie miałam takiego liceum i akurat takie doświadczenia miałam dopiero na studiach, ale np. kilka z prądem już miałam. Jednak skoro Wrocław to dość duże miasto, to uznałam, że szkoła może chcieć uchodzić za taką mocno zaawansowaną, szczególnie, że mają pieniądze, by stworzyć takie laboratorium.